Jak trafiliśmy na koniec świata
Było to dawno, dawno temu, w 2014 roku. Wtedy zaczęła się nasza wielka dolnośląska przygoda.
Szukaliśmy małego domu gdzieś na Dolnym Śląsku, w miarę blisko Małopolski - Wzgórza Strzelińskie, może Kotlina Kłodzka. To miała być zwykła wieś, hektar żyznej ziemi na założenie ogrodu, łagodny klimat. Tymczasem zauroczył nas wielki dom w najodleglejszym zakątku Sudetów, na Pogórzu Izerskim. Niezwykły rejon, nienajlepsza gleba, a klimat zamiast łagodnego jest łagodnie górski.
Decyzję o zakupie domu w Janicach podjęliśmy w kwadrans. Skusiła nas uroda malutkiej wioski, półtora hektara działki, piękny widok na góry i niska cena, natomiast ogromniasty dom i chyląca się stodoła nie zachwyciły nas swym wyglądem. Chyba niewiele osób mogło wyobrazić sobie, jak piękne miejsce można tu stworzyć. Rodzina załamywała ręce, znajomi pukali się w czoło, a my byliśmy w siódmym niebie.
